Wycieczka do Anglii - wrażenia z Londynu
by
Vayatka
- 05:42
Zanim podzielę się
z Wami nowościami zakupowymi z Londynu, chciałabym Was zaprosić na mały , klimatyczny spacer pod zachmurzonym niebem,
a także 'windowshopping' urokliwymi uliczkami londyńskimi, które miałam
okazję zwiedzić. Robiłam dużo zdjęć sklepów i w ciekawszych robiłam też zdjęcia
w środku, wiedząc, że to może Was zainteresować. Odwiedzanie tych miejsc
zrujnowało mój budżet na dobre 2 miesiące wstecz i w przód, ale przygotowałam
się pod tym względem jak tylko mogłam.
Podczas naszego pobytu odbywały się obchody Dnia Świętego Patryka - wszystko i wszyscy na zielono! |
Musical na podstawie 'Matyldy' Roalda Dahla - to była pierwsza książka, którą przeczytałam po angielsku, strasznie chciałabym zobaczyć musical na jej podstawie. |
Muszę wspomnieć o
tym przykrym zajściu pisząc ten post, bo na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Dwa
dni po tym, jak spacerowaliśmy po moście Westminsterskim i robiliśmy zdjęcia, miał tam miejsce atak. Samochód
wjechał w przechodniów, a następnie kierowca zaatakował nożem policjanta. Niestety,
40 osób, a wśród nich Polak, nie mieli tyle szczęścia co my i znaleźli się w
tym miejscu w złym czasie. W takich sytuacjach człowiek zastanawia się dlaczego
tak, dlaczego nas to ominęło i pojawia się taka nieopisana wdzięczność do
Czegoś, Kogoś.
W Anglii byłam po
raz pierwszy i muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Absolutnie zakochałam
się w pobocznych uliczkach Londynu, przedmieściach, Maidenhead, miasteczku, w
którym miałam przyjemność mieszkać. Wszystko to wywarło na mnie bardzo pozytywne
wrażenie przywracając mi na myśl zdjęcia z moich pierwszych podręczników do
angielskiego i ukochanych filmów ‘Był sobie chłopiec’ i ‘Love Actually’.
Podczas pobytu w Anglii bardzo silnie odczułam, że czas tutaj troszeczkę
zwalnia. Życie zdaje się być bardziej leniwe i powolne niż w Polsce, ludzie są
mniej zestresowani. Aczkolwiek, centrum Londynu definitywnie przeczy tej tezie.
Tutaj ma się z kolei wrażenie, że nikt nie pracuje, za to wszyscy robią zakupy.
Spieszą się tylko po to żeby odwiedzić większą ilość sklepów i kupują naprawdę
dużo. Bardzo dużo. Torby pełne ciuchów, kosmetyków i butów lądują pod stołem,
kiedy zmęczeni zakupami przystają w kawiarni żeby uraczyć się makaronikiem za 4
funty i kawą za 5.
Przestrzeń między domami w Maidenhead |
I tak jak w życiu - natura przeplata się z cywilizacją |
Ludzie w Anglii są
bardzo różnorodni, kolorowi, bardzo trudno się wyróżnić na ulicy, bo stopień
tolerancji jest tutaj ogromny. Pomijając przedziwne i często przekombinowane
kreacje, muszę przyznać, że ludzie wyglądają tu naprawdę dobrze pod kątem
modowym. Najnowsze trendy z Vogue można zaobserwować u Angielek, Japonek, a
nawet emiratek, które pomimo ciała osłoniętego niemalże w całości nikabem
przykładają wielką wagę do torebek, butów czy bransoletek, które ukradkiem
wyłaniają się spod przygnębiającej czerni. Mówiąc o ludziach w Anglii, w
szczególności Anglikach, (którzy na pierwszy rzut oka naprawdę nie wydają się
większością) nie można nie wspomnieć o ich życzliwości. Kiedy w sobotni poranek
spieszyliśmy z moim M na pociąg z Maidenhead do Londynu pogodna była bardzo
ładna, choć wciąż dokuczał poranny chłód. Kiedy szliśmy jednym z zielonych
skwerków mijała nas starsza Pani, która tak po prostu do nas zagadała. Mimo, że
widzieliśmy ją po raz pierwszy, przywitała się z nami, powiedziała, że jest
bardzo przyjemny poranek na spacer i życzyła miłego dnia. Wtedy pierwszy raz
uderzyła mnie różnica pomiędzy pędzącymi do swoich spraw Polakami, a
wyluzowanymi Anglikami szukającymi uśmiechu. Definitywnie za to można ich
lubić. Z podobnymi zachowaniami spotkaliśmy się także później. Można to odczuć
także w sklepach i restauracjach (szczególnie tych mniejszych – angielskich).
Sprzedawcy i kelnerzy są uśmiechnięci i pełni chęci do pomocy, a przynajmniej
takie sprawiają wrażenie. Podczas gdy w większości polskich sklepów wymuszona nachalność
ekspedientów czekających jedynie na wizytę ‘secret customer’ może nas
wyprowadzić z równowagi, tak tutaj nie potrafiłam się denerwować. Dziewczyny w
Victoria’s Secret, czy w Lushu zdawały się żyć po to żeby doradzić mi jaki
kolor majtek wybrać i nałożyć na moją dłoń ręcznie robioną maseczkę w celu przetestowania.
Miałam także
okazję spróbować typowego angielskiego śniadania. No cóż. Dla mnie było to
raczej coś w rodzaju sycącego obiadu. Owszem, było bardzo dobre (wykluczając
kiełbaskę, którą oddałam M.) – typowa fasolka w pomidorowym sosie, pyszne i
aromatyczne pieczarki, chrupiący boczek, jajko i ciepłe grzanki z masłem, do
tego herbata z mlekiem (bawarka) – czy to może nie smakować? Smakować smakuje,
ale definitywnie nie jest to mój typ śniadaniowy, a bawarka nie jest dla mnie
ani wystarczająco mleczna ani wystarczająco herbaciana. Znacznie lepiej
odnajduję się z francuskim croissantem z masłem w jednej ręcę i zwykłą herbatą
w drugiej. Jedzenie na ulicach, food tracki, restauracje to jedna wielka
różnorodność. W ciągu dwóch dni jedliśmy jedzenie indyjskie, chińskie i typowo
angielskie.
Herbata Earl Grey w wersji angielskiej - z mlekiem |
Kiełbaska była niezjadliwa... |
Reese's w białej czekoladzie - bajka! |
Mega pyszne gofry |
Stragan w China Town - strasznie mnie kusiło coś kupić, ale mój bagaż już błagał o litość |
Dragon fruit! |
Wyglądają pysznie - jedyne 16 zł :D |
Nasz chiński obiad - mało angielski, ale pyszny! |
Niesamowicie urocze miejsce - można tu kupić kawę, bułki, ciastka - stacja kolejowa w Maidenhead |
Najfajniejszy śmieć świata! |
Te podpisy wszystkiego w Puccino's są obłędne |
To, co mnie
zaskoczyło najbardziej, z resztą już jak czytałam post Fashionelki o absurdach
w Anglii wydało mi się to dziwne. Mam na myśli dwa krany do ciepłej i zimnej
wody. Nie umiałam z tego korzystać i do tej pory nie umiem. Finał jest taki, że
myjesz ręce albo zimną albo gorącą wodą (?). Inną rzeczą, która dziwi jest
absolutny brak psów w Londynie. W centrum Londynu widziałam tylko jednego
mopsa. Psów po prostu nie ma. Kolejna rzecz, która nie tyle mnie zaskoczyła, bo
wiedziałam, że tak jest, ale wprawiła w zagubienie to lewostronny ruch drogowy.
Nie mogłam pozbyć się wrażenia, ze jedziemy pod prąd i jesteśmy o krok od
czołowego wypadku, wkurzałam się na ludzi, którzy nas nie przepuszczali mimo, że
byliśmy z prawej strony – nie do przejścia. Świetne są z kolei światła, które odliczają czas do przejścia przez jezdnie dla pieszych. Coraz więcej krajów korzysta z tego wygodnego rozwiązania. Londyn jest także mekką dla miłośników dobrych samochodów. Jeśli lubicie podziwiać piękne samochody, tam wystarczy przejść się jakąkolwiek uliczką.
Jedyny pies w Londynie - musiałam to uwiecznić |
No i pies na wystawie River Island - i to buldog francuski! |
Światła odliczają czas na przejście przez pasy |
Jadąc do Anglii
trzeba się naszykować na to, że ceny są naprawdę wysokie, biorąc pod uwagę
nasze realia. Ja wymieniałam złotówki na funty w przeliczniku 1 funt = 5zł, a
to jest bardzo korzystny kurs. Gdyby nie patrzeć na walutę ceny są podobne do
naszych, np. słodka bułka u nas kosztuje 2zł, a w Anglii 2 funty, tyle, że dla
nas to jest 10 zł (przy dobrym kursie)...
Ponieważ w
Londynie byłam naprawdę krótko, nie starczyło nam czasu na zwiedzanie muzeów i
odpoczynek w parkach, czego bardzo żałuję. Nie umknęło natomiast mojej uwadze
jak pięknymi parkami może pochwalić się to miasto. W Hyde Parku widziałam także
ludzi, którzy uczyli się jeździć konno, co wydaje mi się świetnym pomysłem – w
centrum miasta można pouczyć się jeździć konno, co nie wymaga ani większej
ilości czasu, ani dojazdu poza miasto, można to zrobić po prostu, zamiast
siłowni.
Poruszanie się po
Londynie teoretycznie nie jest skomplikowane jeśli chcecie korzystać z metra i
autobusów. Te są natomiast drogie i zatłoczone, dlatego my poruszaliśmy się
głównie piechotą, co bywa problematyczne w weekend przy wielkich tłumach na
ulicach. Nie wspomnę już o tym jak bolały nas nogi, ale przynajmniej z
pewnością spaliliśmy tuczące, angielskie śniadanie, więc obyło się bez wyrzutów
sumienia. Trzeba jednak przyznać, że a Londynie na autobus się nie czeka, one jeżdżą jeden za drugim!
Z pewnością mieliście
okazję słyszeć o Londyńskich witrynach sklepowych, które prześcigają się w
oryginalności. Im bardziej wyjątkowa, oryginalna, interaktywna i kolorowa tym
lepiej. Można wręcz powiedzieć, że w niektórych przypadkach to już bardziej
sztuka niż prezentowanie sprzedawanych produktów. Żałuję, że nie było mi dane
widzieć witryn w okresie Świątecznym, muszą być bajeczne.
Przesympatyczny sklep - ubrania, kosmetyki, akcesoria, a wszystko najwyższej klasy |
Ilości ludzi w PRIMARKU nie można porównać z ilością w żadnym innym sklepie. Sama spędziłam tam szmat czasu, bo sklep jest ogromny |
Nasza Sonia w Londynie - brawo!! |
Buty, na których punkcie oszalałam.. |
Carnaby Street - uliczka pełna sklepów, kolorowa i klimatyczna |
Podświetlana mapka Carnaby Street |
Irregular Choice, czyli najdziwniejsze buty świata - nie kupiłabym żadnych, ale na pewno warto je zobaczyć |
Ręcznie robiona biżuteria |
Mały vintage store w jednej z podobnych uliczek Londynu. Zakochałam się w tej kamizelce! jednak pomimo mojej nieskrywanej miłości do pingwinów mój M nie chciał kupić jej i założyć na ślub :D - dziwne |
Maleńki klimatyczny antykwariat - tutaj było bardzo niewiele osób, dlatego spędziłam tu bardzo dużo czasu, jednak nie udało mi się nic wybrać |
Prawdziwa lawenda w Guerlain :) |
Osobiście
świetnie odnajduję się przy takiej architekturze, z jaką mamy do czynienia w
Anglii. Nie znam się na tym na tyle, żeby podzielić się z Wami profesjonalnymi
nazwami i nazwiskami, ale to, co mogę powiedzieć to, to, że niskie budynki
wpływają naprawdę dobrze na moje samopoczucie. Domki bliźniaki i duże
przestrzenie zieleni sprawiły, że czułam się tam naprawdę dobrze. Natomiast, to
co stanowiło dla mnie problem to bardzo wąskie drogi. Samochody musiały
wycofywać żeby te z przeciwka mogły przejechać. Jestem pewna, że na dłuższą
metę nerwów może oszczędzić tylko podróżowanie motocyklem.
Maidenhead |
Anglia jest cudowna, ma wiele uroków i definitywnie nie patrzę na nią tak jak mój M, który mieszkał tam pewien czas i zdążył zacząć traktować to miejsce jako zło konieczne. Dla mnie ta wizyta była naprawdę niezapomniana i miejsce w wielu aspektach mnie urzekło i pozytywnie zaskoczyło. Wiem, że chciałabym tam wrócić, bo na wiele rzeczy zabrakło nam czasu i czuję niedosyt. Muszę jednak przyznać, że nie chciałabym tam mieszkać na stałe. Nie czułam się tam jak u siebie, mieszanka narodowościowa i ilość ludzi przytłaczała mnie zamiast fascynować. Na dłuższą metę nie jest to miejsce dla mnie, ale bardzo doceniam, że było mi dane je zobaczyć i poznać. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, a mój dom jest w Polsce.