Od pewnego czasu
stałam się wyjątkowym wrażliwcem. Zarówno pod kątem psychicznym jak i
fizycznym. Większość kremów i innych specyfików zaczęła mnie uczulać albo
negatywnie wpływać na moją cerę pozostawiając po sobie znak firmowy w postaci
zaczerwienień i innych ciekawostek. Zaczęłam także bardzo brać pod
uwagę czy kosmetyk był testowany na zwierzętach. Jest to dość trudny temat,
ponieważ większość najbardziej pożądanych produktów znanych producentów
korzysta z tego przykrego rozwiązania. Chcąc używać najwyższej klasy kosmetyków
i podążać za modą na konkretne produkty można dojść do wniosku, że nie da
się pogodzić pożądanego wyglądu z troską o życie naszych braci mniejszych.
Czemu by jednak nie spróbować?
Psychologia bezsprzecznie
wskazuje na fakt, że człowiek jeśli nie może czegoś zmienić w stu procentach, w
ogóle rezygnuje ze zmiany. I tak powstał Świat pełen ludzi, którzy palą całą
paczkę papierosów dziennie, bo przecież rzucić nie rzucą, a redukować liczby o
połowę nie ma sensu (a przeciwnie, ma sens), ludzi jedzących mięso 7 razy w
tygodniu i 3 razy dziennie, bo przecież jeśli nie przejdą na wegetarianizm to
jaki jest sens w ograniczaniu ilości zjadanego mięsa, czy ludzi nie patrzących
na etykiety i składy bo w życiu i tak jemy i wdychamy tyle niezdrowych
substancji, że jedna w tę czy w tę nic nie zmieni. Jesteśmy radykalni. Wychodzę
więc do Was z propozycją półśrodków, świadomego wyboru i wyrozumiałości dla
siebie samego i swoich słabości.
Jeśli zatem uda
mi się trafić na kosmetyk naturalny z serii cruelty free, który spełnia
założenia producenta, moje oczekiwania i jest wart uwagi, z chęcią będę się tym odkryciem z Wami dzielić właśnie
w tym cyklu.
Na pierwszy ogień
idzie moja ukochana seria i absolutny faworyt spośród naturalsów, czyli
kosmetyki z Nowej Zelandii o wdzięcznej nazwie by Nature from New Zealand.
Nie widziałam
zbyt wielu recenzji tych kosmetyków, czego przyczyną jest, jak sądzę, słaba ich
dostępność w Polsce. To, co mnie udało się przetestować (i powtórzyć) zostało
upolowane w Tk Maxx – pojawiają się tam naprawdę często. Widząc jednak ich
działanie i różnorodność produktów mam coraz większą ochotę zamówić coś ze
strony producenta. Niestety, jak dotąd nie udało mi się namierzyć żadnego Polskiego
dystrybutora tych kosmetyków, nie ma ich nawet na Allegro.
Producent składa
następującą obietnicę:
- bez parabenów
- bez diazolidinyl urea
- bez trietanoloaminy
- bez glikolu propylenowego
- bez ftalanów
- bez sztucznych barwników
Kosmetyki nie są testowane na zwierzętach. Idea firmy to proste, 'szczere', nieskomplikowane, produkty, które działają w harmonii ze skórą.
A oto porcja konkretów (jak dotąd udało mi się przetestować wersję kokosową tych kosmetyków):
1. Moisturizing Face Serum with Coconut Oil - 34,99zł
Numer jeden wszystkich kosmetyków tej marki, które miałam okazję używać. Mam cerę wrażliwą, skłonną do podrażnień, a ten produkt okazał się zbawieniem dla mojej skóry. Po nałożeniu momentalnie pojawia się uczucie ulgi, nawilżenia, ale też takiej.. elastyczności. Ja używałam tego kosmetyku zarówno na noc, jak i pod makijaż i w obu przypadkach sprawdził się świetnie, bo nawilżał, ale nie natłuszczał. Dzięki kolagenowi, po dłuższym stosowaniu widać znaczącą różnicę w kondycji skóry. Do tego obłędnie pachnie kokosem i jest wydajny. Z czystym sumieniem mogę polecić każdemu. Niestety trafiłam na to serum tylko raz i za każdym razem wypatruje oczy będąc w Tk Maxx - jak będzie, biorę bez zastanowienia!
2. Hydrating Day Creme with Coconut Oil - 34,99 zł
Kolejna pozycja warta uwagi. Krem na dzień, w moim przypadku następca serum. Używam go na co dzień pod makijaż i sprawdza się świetnie. Na noc jest chyba trochę za mało skondensowany i odżywczy. Prawda jest taka, że odkąd używam tych kosmetyków moja skóra dawno nie miała się lepiej. Krem daje nawilżenie na cały dzień a przy tym kontroluje błyszczenie. I znów, pięknie pachnie.
3. Rejuvenating Eye Creme with Coconut Oil - 34,99zł
Jak dotąd jest to najsłabszy produkt z tej linii, który miałam przyjemność testować. Choć może 'słaby' to nie jest odpowiednie słowo. Ten krem jest poprawny. Oczywiście pięknie pachnie, szybko się wchłania, nawilża, ale długoterminowo raczej nie widać różnicy po jego używaniu, a liczyłam, że będzie malutką wersją serum. Muszę jednak przyznać, że mimo wszystko jest to najprzyjemniejszy krem pod oczy jaki dotąd miałam. No i świadomość, że jest naturalny sprawia, że wiele można mu wybaczyć.
4. Conditioner with Coconut Oil - 34,99zł
Kolejne wow, tym razem dla włosów. Nie wiem czy ta odżywka mogłaby konkurować z chemicznymi, silikonowymi odżywkami czołowych marek, ale na pewno ma wiele do 'powiedzenia'. Na dłuższą metę świadomość, że nie traktujemy włosów chemią daje jednak dużą ulgę. Odżywka pozostawia włosy miękkie i rozwiązuje mój największy problem, czyli elektryzowanie się włosów. Nie zwiększa objętości, nie podkręca koloru, ale wyraźnie odżywia włosy, nawilża i nadaje im świeży, zdrowy wygląd. Ja właśnie tego oczekuję od odżywki, ponieważ używam jej codziennie. Dla bardziej wymagających może się to okazać za mało.
5. Rejuvenating Eye Creme with Rosehip Oil - 34,99zł
Krem, którego jeszcze nie testowałam. Ze względu na skład i pozytywne opinie w sieci pokładam w nim duże nadzieje i myślę, że może mieć dużo lepsze działanie niż wersja kokosowa. Dajcie znać jeśli interesuje Was moja opinia po dłuższym używaniu.
Niedrogie kosmetyki, z naturalnym składem i pięknym zapachem. Coś wartego uwagi i polecenia. Mam nadzieję, że uda mi się trafić na jeszcze innych przedstawicieli tej kokosowej rodzinki.
